czwartek, 13 czerwca 2013

Wszyscy chętnie się tu zebraliśmy.

Brzydzę się wieloma rzeczami. Jeśli mnie zapytać, mogę wymienić raptem kilka sytuacji, ale w praktyce reakcję zmieszania i zdegustowania wywołuje u mnie wiele, wiele wiecej.

Jedno jednak wymienię zawsze bez wahania: hipokryzję.

Urokiem szkoły katolickiej jest to, ze zaczynasz świadomie patrzeć na kwestię wiary. Kończą się przymusy, zaczynasz się modlić, bo czujesz, ze potrzebujesz, albo przestajesz, bo nie czujesz. Zadziwia mnie tylko, kto postanowił strzelić sobie w stopę i uczynił ze mszy obowiązek?

Przecież młodzież kocha się w buncie! Gotowa jest działać na własną szkodę, by tylko "pieprzyć system", by postawić na swoim, by mieć własne zdanie. Cholera, sam długo nie uczęszczałem właśnie dla buntu. Sęk w tym, ze z czasem zmienił mi się powód. Przestałem chodzić, bo nie czułem potrzeby. Nie czuję - nie idę, przynajmniej nie jestem hipokrytą.

Okazuje się, że według księży lepiej jest przyjść bez szczerego zamiaru, i konsekwentnie udawać zainteresowanie, zamiast okazać jakąś krztę szczerości i się nie ceregielić. Jak dla mnie absurd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz